Od
pewnego czasu żyjemy w dość dziwnym świecie w którym każdego
dnia jesteśmy bombardowani na każdym kroku statystykami, jakimi
całkiem niedawno, prawie nikt się nie interesował. Wraz z nimi
informowani jesteśmy o najdziwniejszych zjawiskach, rzekomo mających
swoje źródła, mniej lub bardziej, w pandemii i lockdownie. Jednym
z takich zjawisk, mającym związek z obecną sytuacją na świecie,
są statystyki o rozpadach małżeństw i związków
niesformalizowanych.
W zależności od kraju, którego owe dane dotyczą, w
ostatnich miesiącach ilość pozwów rozwodowych składanych do
sądów wzrosła od 20 do blisko 50%. Wraz z lockdownem szybko
okazało się, że wiele par, nagle nie jest w stanie znieść siebie
nawzajem w sytuacji, gdy są zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie
okrągłe 24 godziny na dobę bez możliwości ucieczki od siebie
bodaj na chwilę. Jak
to jest możliwe, że te same osoby, jeszcze niedawno deklarujące
chęć wspólnego życia „na dobre i na złe”, nie potrafią
znieść swojego towarzystwa, gdy pozostawić je zamknięte ze sobą
w czterech ścianach własnego domu na dłużej niż kilka dni?
W tej
sytuacji można by zapytać, na jakich fundamentach ludzie
współcześnie próbują opierać swoje związki, skoro nie są one
w stanie przetrwać żadnej większej próby choćby takiej, jak
społeczny lockdown wymuszony jeszcze przed chwilą, przez rządy
krajów na ich mieszkańcach.
Gdy
przeanalizować statystyki zachowań społecznych oraz różne
ankiety przeprowadzane przez rozmaite organizacje i fundacje a nawet
magazyny i czasopisma, wynika z nich niezbyt optymistyczna tendencja,
która wskazuje, że aż 60% zawieranych współcześnie małżeństw
jest z pobudek, które można określić jako czysto ekonomiczne;
około 25% małżeństw to efekt ciąży lub narodzonych już w
istniejącym związku dzieci; kolejne około 6% związków jako
podstawę swego istnienia deklaruje, przynajmniej od jednej ze stron,
strach przed pozostaniem samemu, natomiast 4% przyznaje, że ich
związek to efekt wcześniejszego ustalenia małżeństwa przez
rodziców obojga małżonków i wreszcie, na koniec, około 5%
zawartych związków małżeńskich to owoc miłości i chęci
dzielenia wspólnego życia i właśnie to jest podawane jako główny
bądź jedyny powód złożenia przysięgi małżeńskiej... Nie
da się zaprzeczyć, że jest to dość szokujący wynik. Jeśli
jednak drążyć ten temat jeszcze głębiej to wyniki staną się
jeszcze bardziej przytłaczające: Ponad 60% z ankietowanych osób
żyjących w stałych związkach, deklaruje, że zna swojego partnera
dobrze lub bardzo dobrze jednak niespełna 10% z nich może ową
deklarację potwierdzić opisując na przykład bezbłędnie
upodobania swego partnera/ki, cechy charakteru, najważniejsze ideały
lub fakty z życia. Około 30% pytanych wychodzi z założenia, że
zgodność charakterów i dobre poznanie się nie ma większego
znaczenia dla podtrzymania udanego związku jeżeli między
partnerami jest namiętny seks. Kolejne 10% sądzi, że związek ma
sens tylko wtedy, gdy oboje z partnerów dobrze razem się bawią oraz
nie przykładają większego znaczenia do wierności małżeńskiej...
Nie
trzeba mieć wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć iż związki
oparte na tego rodzaju fundamentach mają raczej niewielkie szanse na
przetrwanie czasu dłuższego niż 10 lat. A i tak, moim zdaniem, jest to bardzo optymistyczna liczba. Inną
rzeczą jest, że ludzie współcześnie nie chcą ponosić
odpowiedzialności za swoje działania ani narażać siebie na
problemy lub ryzyko z powodu innej osoby. Wszystko to razem sprawia,
że współczesne związki, bez znaczenia czy mamy tu na myśli te
sformalizowane czy też nie, są kruche niczym chińska porcelana i
byle trudność potrafi je definitywnie zakończyć.
Kiedy
nagle z powodu lockdownu ludzie powszechnie zostali zamknięci na
wiele tygodni we własnych domach i skazani wyłącznie na
towarzystwo swoich życiowych partnerów nagle okazało się, że nie
tylko nie potrafią ścierpieć siebie nawzajem, nie mają o czym ze
sobą rozmawiać ani co razem robić to jeszcze wszelkie wyobrażenia
na własny temat legły w gruzach w zetknięciu z prozą życia w
iście poligonowych warunkach.
Pomimo
życia pod jednym dachem i noszenia obrączki na palcu, bardzo wielu
ludzi żyjących na pozór w trwałym stadle tak naprawdę nic ze
sobą nie łączy i tylko w niewielkim lub wręcz w zerowym stopniu
się znają. Skoro
na tak lichym fundamencie są zbudowane współczesne małżeństwa, w końcu najważniejsza komórką społeczna, to na jakim fundamencie
opiera się samo społeczeństwo i dokąd to nas może zaprowadzić? Dlaczego
więc nie wykorzystać obecnej sytuacji do zmiany swoich nawyków i
powierzchownego stylu życia i bycia?
Dlaczego,
korzystając z większej ilości czasu jaki możemy obecnie razem
spędzać, nie zbliżyć się do tej osoby z którą postanowiliśmy
dzielić życie i wspólny dom, dlaczego nie poznać siebie wzajemnie
i na nowo odkryć? Zamiast marnować czas na awantury i udowadnianie
sobie nawzajem jak bardzo jesteśmy od siebie różni i
niedopasowani, może lepiej spróbujmy przypomnieć sobie powody dla
których kiedyś postanowiliśmy ze sobą być?
Nie
istnieją ludzie doskonali i nie ma czegoś takiego jak idealny
partner. To czy związek między ludźmi jest udany czy też nie, nie
zależy od jakichś nadzwyczajnych cech naszego charakteru lecz od
chęci zrozumienia i akceptacji człowieka, który jest przy naszym
boku.
To co spotyka nas w życiu może nas powalić albo może nas
wzmocnić - wszystko zależy od tego, czy uznamy to za osobisty atak
na naszą wygodę czy też za próbę, którą wykorzystamy do
wspólnego rozwoju i wzmocnienia fundamentów naszego bycia razem a
nie tylko trwania obok siebie.
R.C.
Blackwood
Dokładnie tak jest z moim facetem - rozstaliśmy się. Jak przesiedzieliśmy razem non stop w czterech ścianach pracując online i nigdzie nie wychodząc to raptem okazało się że mój facet jest po prostu pasożytem a do tego niewdzięcznym agresywnym i niechętnym do jakiejkolwiek współpracy, więc ostatecznie powiedziałam mu żeby się wyprowadził i zrobił to parę dni temu. To dziwne ale czuję ulgę. W maju mieliśmy się pobrać ale przełożyliśmy termin ze względu na obostrzenia związane z pandemią na jesień a teraz okazało się, że ślubu w ogóle nie będzie bo kompletnie do siebie nie pasujemy. W sumie to lepiej, ze tak się stało bo gdyby to wyszło na jaw już po ślubie to byłby prawdziwy dramat a tak to to zwyczajnie przeczekam.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ludzie robią zbyt wiele zamieszania wokół związków, seksu i bycia razem. Nie każdemu to jest potrzebne, nie każdy musi się rozmnażać i nie każdemu potrzeba rodziny, żeby być szczęśliwym i żyć całą piersią. Ja tego nie potrzebuję. Byłam trzykrotnie w związkach ( bez ślubu ) i zawsze prędzej czy później robiło się zupełnie do dupy. Wolę być sama i żyć jak chcę, robiąc co chcę. Dla mnie ważniejsza jest praca, rozwój wewnętrzny czy rozwój moich pasji a nie niańczenie faceta, znoszenie jego fochów i wysłuchiwanie głupich uwag, że poświęcam mu zbyt mało uwagi i czasu. Naprawdę dla mnie bycie w związku jest jedną z najmniej istotnych spraw w życiu. I to nie jest żaden dramat jeśli się jest samemu pod warunkiem, że właśnie tego naprawdę się chce.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy twoja postawa to skrajny egoizm czy głupota ale takie życie o jakim mówisz to życie puste i bez celu to jak dom bez fundamentu przyjdzie powódź czy wichura i wszystko od razu diabli biorą. Nie rozumiem ludzi myślących tak jak ty bo w gruncie rzeczy sami sobie robicie wielką krzywdę. Przekonasz się o tym jak w twoim życiu pojawi się jakiś poważny dramat i będziesz wtedy zupełnie sama i zdana tylko na siebie. Nie miej wtedy pretensji do innych za to lecz do siebie, bo takie były twoje wybory. Łukasz49
UsuńJa się ciągle kłócę z moją żoną, czasem jest między nami walka "na noże" ( trochę toksyczny ten nasz związek jest ) ale z drugiej strony bardzo ją kocham i wskoczył bym za nią w ogień gdyby coś się jej działo, wiem też, że ona tak samo postąpiłaby gdybym ja się znalazł w sytuacji krytycznej. Ludzie są różni czasem związki bywają naprawdę wybuchowe ale dopóki ludzie się kochają, dopóki są zdolni do kompromisów i rozmowy to nie warto się poddawać i spisywać na straty tego co ludzi łączy lepiej po prostu przepracować to co dzieli. Takie jest moje zdanie. Maxwell W.
OdpowiedzUsuńDzisiaj wszystko jest "normalne" rozwody, awantury, bijatyki, skoki w bok, ludzie stali się rozwydrzeni, leniwi, egoistyczni i zwyczajnie głupi. "Nowa normalność" zaczyna zastępować tę prawdziwą wszędzie gdzie tylko się da tyle że to droga do donikąd a kiedy pewnego dnia ludzie obudzą się z ręką w przysłowiowym nocniku będzie za późno, żeby coś z tym wszystkim zrobić.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry blog z ciekawymi wpisami. Dziękuję. :) Kaśka
OdpowiedzUsuńKiedyś rozwód to był wstyd, bo mówił wszem i wobec że coś z człowiekiem jest nie tak, że nie potrafi dotrzeć się z drugim człowiekiem i stworzyć zgranego stadła. Dziś w niektórych kręgach rozwód czy aborcja to swego rodzaju prestiż pokazujący że jesteś nowoczesny zlewaczały i egoistycznie nastawiony do świata. Nie cierpię współczesnego świata bo jest tandetny i coraz bardziej odarty z moralności i wartości. Ludzie żyją w większości bez żadnego celu i jedynie w pogoni za pieniądzem i dogadzaniem samemu sobie ale nawet i to jest tandetne a ich życie zrobione jest z czegoś mniej wartościowego niż plastik. Ja z mężem jesteśmy w związku już 28 lat: parę razy było trudno, kłóciliśmy się ostro jak pojawiały się jakieś problemy czy konflikty ale ostatecznie siadaliśmy i zaczynaliśmy ze sobą rozmawiać i dochodziliśmy do wniosku że to co jest między nami dobrego to jest to cenniejsze niż to co się aktualnie pojawiło i próbuje nas rozdzielić. Zawsze wybieraliśmy siebie, nasze dzieci i wspólne plany na życie zamiast tego co zdarzało się tylko po to by nas omamić, poróżnić i rozdzielić. Dziś ludziom nie chce się w ogóle o nic walczyć i nikt nie jest dla nich prawdziwie ważny z wyjątkiem czubka własnego nosa. Bardzo to jest przykre i tworzy to przykry smutny świat.
OdpowiedzUsuńMój syn się właśnie rozwodzi a najgorsze jest to, że on w ogóle nie rozumie jak wielką krzywdę wyjeżdża tym własnemu synowi. Wnusio ma dopiero pięć lat i strasznie rozpacza, nie rozumie tego co się dzieje ani dlaczego. Synowa czuje się głęboko zraniona i oszukana, więc zacięła się w sobie i nie chce iść na żadne ustępstwa w sprawie opieki nad dzieckiem a on zamiast zrozumieć jeszcze bardziej zaognia sytuację. Bardzo to przeżywam i bardzo przez to cierpimy z mężem, bo nie tak wychowywaliśmy naszego syna i nie wiem co się z nim stało, że tak postępuje wobec osób, które powinny być dla niego najcenniejsze na świecie. Dopuszczając się zdrady i porzucając rodzinę, wyrządził straszną krzywdę swojemu dziecku, swojej żonie, nam jego rodzicom a także samemu sobie, bo pewnego dnia on też zostanie porzucony. Związał się z dziewczyną dwadzieścia trzy lata młodszą od siebie, dla niej najważniejsze są tylko jego pieniądze a dla niego łóżko - to nie wróży niczego dobrego na przyszłość a więź którą właśnie niszczy ze swoim synem i swój autorytet w jego oczach nigdy nie da się odbudować a to co zgotował swojemu dziecku teraz już zawsze będzie się za nim ciągnąć, także w dorosłym życiu. Straszne to wszystko jest tak samo jak straszne jest zaślepienie ludzi. Smutna Matka.
OdpowiedzUsuńTo prawda: rozwód jest tragedią całej rodziny i bardzo pani współczuję. Moi rodzice także się rozwiedli wiele lat temu gdy jeszcze byłam dzieckiem. Nigdy nie potrafiłam tego ojcu wybaczyć. Jak byłam dzieckiem to przez całe lata myślałam że rozwiedli się przeze mnie dopiero jak dorosłam, zrozumiałam że nie było w tym żadnej mojej winy ale blizny pozostały a dziś trudno mi jest facetowi zaufać wystarczająco aby za niego wyjść. Po prostu nie potrafię i nie chcę nigdy przeżywać tego co moja Mama po jego zdradzie i odejściu. Tamara
UsuńLudzie dziś łatwo rezygnują - z siebie nawzajem; z rozwoju i nauki; z wartości, które czynią nas człowiekiem; z planów na przyszłość... Dziś każdy, przepraszam, prawie każdy, chce mieć wszystko i natychmiast, najlepiej błyszczące i nowe tak aby inni patrzący puchli z zazdrości. To chora postawa tak samo jak chory stał się świat w którym żyjemy. Kiedyś ludzie łączyli się na całe swoje życie i w dużej większości byli dla siebie pewnym oparciem niezależnie od przynoszonych przez los niespodzianek. Dziś "związki" w przeważającej większości są tylko na chwile i już przy ich zawieraniu planuje się zasady rozstania. To bardzo bardzo smutne to wszystko co się z nami stało a najsmutniejsze jest to, że nasz ludzki świat oparty na tak lichych fundamentach ma zerową szansę na przetrwanie. Wszystko co dzieje się z nami jako społeczeństwem od połowy XX wieku do dziś aż nadto pokazuje, że pędzimy coraz szybciej na złamanie karku ku samounicestwieniu. Trudno powiedzieć, czy zdołamy się jeszcze w tym pędzie zatrzymać skoro większości ludzi na Ziemi nic w życiu nie obchodzi i na niczym nie zależy.
OdpowiedzUsuńSmutne jest to co Pani napisała ale jednocześnie bardzo celne. Nawet takie niezdrowe zjawisko jakie wystąpił na świecie w tym roku, celowo nie chcę tego nazywać,bo i tak każdy wie o czym mówię, nie zbliżyło do siebie ludzi lecz jaszcze bardziej nastawiło ich wrogo do siebie na wzajem. To potworne szczucie siebie jak za dawnych komunistycznych lat, ta wrogość i podłość jednych do drugich nawet w rodzinach, które z samej zasady powinny być bezpiecznym schronieniem i oparciem, wszystko to razem jest straszne i okropne, i wyraźnie pokazuje, że jako społeczeństwo toniemy w bardzo głębokim bagnie własnego egoizmu, bezmyślności i materializmu.
UsuńNie uważam aby rozstanie było aż takim wielkim dramatem. Znacznie większym jest bycie z kimś udając że wszystko jest ok jak nic nie jest ok. Myślę że to myślenie że ludzie powinni być ze sobą aż do śmierci to archaizm. Dziś jest tak wiele możliwości także w poznawaniu innych ludzi, więc jak coś nie idzie to po co marnować swój czas i tej drugiej osoby zamiast się rozstać i pójść swoją drogą? Po co komu potrzebny nieudany związek albo związek z musu? Człowiek powinien siebie uszczęśliwiać a nie na odwrót.
OdpowiedzUsuńŚwiat jest pełen egoistów i nieustannie ich przybywa a jak wiadomo egoiści nic z siebie nie dają ni może z wyjątkiem smutku, rozczarowań i niespełnienia. W mojej ocenie związki to podstawa normalnego udanego życia problem w tym że oraz trudniej jest znaleźć kogoś do pary dla kogo te prawdziwe wartości będą priorytetem tak samo jak dla tej drugiej strony. Gdzieś po drodze społeczeństwo rozmieniło się na drobne i dlatego rozsypuje nam się świat, związki i sens życie. Dla mnie to wszystko jest bardzo smutne. Większość moich znajomych – mniej więcej trzydziestolatkowie z plusem – albo żyją w wolnych związkach, które co chwila im się rozpadają a potem zakładają nowe i znów się rozpadają, albo się rozwodzą lub rozwiedli; mam tylko trójkę bliskich znajomych, którzy żyją w szczęśliwych i trwałych związkach i się nie rozstali. A mam całkiem sporo znajomych… Nie wiem dokąd zmierzamy ale uważam że nie jest to ani dobre ani właściwe miejsce.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Wam za wszystkie Wasze komentarze - każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny i zapewniam, że czytam je bardzo uważnie. Bardzo dziękuję, że dzielicie się w nich jakąś częścią Waszego życia i doświadczenia. Jest mi niekiedy bardzo smutno, gdy widzę jak wielu spośród Was doświadcza prawdziwych dramatów i ciężkich prób z drugiej jednak strony wielu z Was pisze, że wasze doświadczenia zmieniły Was na lepsze i dały mądrość i siłę na przyszłe lata. To dobrze, ponieważ przychodzimy tu przede wszystkim po to, aby się uczyć i rozwijać wewnętrznie oraz przeglądać się w sobie nawzajem niczym w zwierciadłach. Dziękuję Wam, że uznaliście mój blog za wart Waszego czasu i uwagi oraz za to, że wciąż go czytacie, bo dzięki temu cała ta moja praca ma sens. Życzę Wam wszystkim pomyślności i uśmiechu na twarzach. Miłego dnia i trzymajcie się! :)
OdpowiedzUsuńA my dziękujemy Pani za ten wspaniały blog i doskonałe artykuły. Proszę nie przestawać, bo takie miejsca jak ten blog są dziś na wagę złota. Życzę zdrowia i wszystkiego najlepszego na co dzień oraz nieskończenie wiele pomysłów na nowe świetne artykuły!
UsuńTo prawda, to jest naprawdę bardzo dobry blog. Czytam go od jakichś 5 miesięcy i bardzo mi się podoba. Mądre teksty i ciekawe tematy. Pozdrawiam Autorkę blogu.
UsuńSuper blog ale Pani Rito, kiedy nowe artykuły? Bardzo czekamy! :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio w rodzinie ludzie się rozwodzą, para z 25-letnim stażem i tróją nastolatków. W zasadzie od lat darli ze sobą koty ale jak był lockdown a oni dodatkowo siedzieli na kwarantannie, bo wrócili z zagranicy, to podobno dom zamienił się dla nich w pułapkę i piekło a każdy dzień to awantura. No i w końcu jak tylko pozwolili im wreszcie wyjść z kwarantanny to on zwinął manatki i wyprowadził się z domu a ona złożyła pozew do sądu o rozwód... a dzieciaki od kilku miesięcy nie chcą w ogóle z nimi gadać. No, to taka sobie rodzinna historyjka jako komentarz do powyższego tematu.
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie rozwodzę i jedyne czego żałuję to że nie zrobiłam tego wcześniej!
OdpowiedzUsuńUważam, że małżeństwo jest przereklamowane. Ludzie są ze sobą z obowiązku, z wygodnictwa, dla kasy i nie ma w tym nic z miłości. Ja wcale nie jestem zaszokowana gdy słyszę, że ludzie się rozwodzą bo uważam, że to jedna z najlepszych rzeczy jaką zrobili aby odzyskać godność i wolność. Mam kilka koleżanek mężatek i żadne z tych małżeństw nie jest czymś czego mogłabym im zazdrościć. Ci ludzie ciągle się żrą. Śpią w jednym łóżku, żyją pod jednym dachem, mają dzieci, kredyty ale nie ma tam grama miłości, szacunku, bliskości. Ledwo siebie znoszą. Mam 28 lat i nigdy nie spotkałam nikogo z kim chciałabym naprawdę spędzić resztę życia. Pracuję w korpo, gdzie ponad 90% pracowników to mężczyźni. Są w różnym wieku ale tak naprawdę niewiele się od siebie różnią. Są natrętni, arogantce, bezczelni, prostaczkowaci. Mają żony, partnerki, dzieci a chodzą pieprzyć się po kiblach z babkami z pracy którym to nie przeszkadza, że traktują je jak szmaty liczą wyłącznie na jakąś korzyć. Niewybrednie plotkują o swoich życiowych partnerkach nawet o kwestiach łóżkowych, każdy z nich cierpi na megalomanie i wyobrażenie niezwykłości samego siebie godnego pokłonów. Są debilni w swoich zachowaniach opowiadając o swoich samochodzikach, ptaszkach, litrach wychlanego alkoholu i łóżkowych możliwościach z czego większość to fikcja. Może to kogoś zaszokuje ale dla mnie faceci są żenującymi idiotami zapatrzonymi w siebie, kompletnie nieodpowiedzialni i często nawet nie zniewieściali ale dosłownie zdziecinniali. Ich rozum mieści się z drugiej strony rozporka a o męskości i człowieczeństwie to może paru z nich czytało w encyklopedii. Nidy nie chciałabym z którymkolwiek z nich zostać uwięziona w życiu. Nigdy nie chciałabym się czuć własnością kogokolwiek dla kogo byłabym jedynie rzeczą, obiektem mającym spełniać jego zachcianki. Nie znoszę facetów, bo nie ma w nich absolutnie niczego co dawałoby poczucie realnego oparcia, poczucia bezpieczeństwa i pewności, ciepła, troski, miłości, wszystkiego tego dzięki czemu można uczynić życie szczęśliwym. Z kimś takim nie można zbudować trwałego związku. Z kimś takim nie można czuć się szczęśliwym i kochanym. Ktoś taki nie jest i nie może być autorytetem dla dziecka. To co dziś faceci sobą reprezentują można nazwać jednym słowem: dno. Najgorsze jest, że także coraz więcej kobiet takimi się staje. Ja już postanowiłam, że nie zamierzam z nikim się wiązać, bo nie chcę potem żyć ze złamanym sercem, czuć się sponiewierana psychicznie i duchowo i ogólnie podupaść jako osoba nieszczęśliwa i niespełniona. Wolę życie solo ale owocne w inne wartościowe osiągnięcia, niż życie więźnia skazanego na samotność i cierpienie z egoistycznym i durnym tyranem. I nie wiele mnie to obchodzi czy to się ludziom podoba czy też nie.
OdpowiedzUsuń