ROZWIJAJĄC SKRZYDŁA

Dzisiaj mam dla Was temat, który w ostatnich latach stał się dla wielu ludzi, co najmniej, de mode. A nawet, stał się rodzajem miernika tego, czy jesteś człowiekiem nowoczesnym, tolerancyjnym i „wyzwolonym”, czy też z miejsca przypina się łatkę jakiegoś rodzaju foba, twardogłowca, ciemnogrodu i innych epitetów, które w wyobrażeniach używających tych etykietek, mają dyskredytować i stawiać na cenzurowanym, ponieważ nie jesteś „swój”.

Tak się jakoś dziwnie na świecie porobiło, iż wielu ludzi nie wstydzi się zboczeń, przemocy, podłości, głupoty... za to wstydzi się...Boga. Pojęcie Boga, stało się tym bardziej niewygodne i niepożądane, im mocniej świat przyspieszył swój pęd ku samozagładzie. Zniewieścienie, zdziwaczenie, zdziczenie, perwersja i zboczenia, pogarda dla życia i drugiego człowieka, degeneracja intelektualna i moralna, to wszystko i jeszcze wiele więcej, stało się tak powszechne, że chyba mało kogo jest jeszcze to w stanie zdziwić lub zaskoczyć a jednocześnie, wszystko co jeszcze tak niedawno było powszechnie określane wspólnym mianem społecznej degrengolady, dziś podniosło swój łeb tak wysoko, iż domaga się legalizacji i statusu normy.

Powiesz, że świat zwariował. Ale to nie do końca w tym rzecz. Bowiem szaleństwo nie zawsze jest efektem kompletnego pogubienia się pośród lawiny bodźców jakie przynosi życie i świat ale najczęściej jest efektem, nazwijmy to tak, przyjęcia do swego życia nie tych przewodników jakich należałoby przyjąć.

Ludzie uwielbiają tłumaczyć wszystko na swoją modłę, ponieważ można wtedy tworzyć złudzenia, że wszystko jest kreowane na obraz i podobieństwo ludzkich rojeń, zamiast podjęć trud zrozumienia istniejących, naturalnych zasad, którymi rządzi się dosłownie wszystko, co istnieje wokół nas oraz w nas samych. Do tych wszystkich ludzi, którzy z maniakalnym uporem próbują przenicować wszystko do góry nogami, w ogóle nie docierają argumenty, że to nie działa; że zwyczajnie nie może zadziałać - oni i tak prą w zaślepionym widzie, ku swoim urojeniom, depcząc wszystko wokoło siebie, marnując bezpowrotnie czas swojego życia i rujnując je innym.

Ktoś zapyta, po co to robią? Ktoś inny powie, że każdy ma prawo zrobić ze swoim życiem co chce. A jeszcze ktoś inny skwituje wszystko krótko - taka karma. Ale...

Pomyśl na spokojnie: czy naprawdę uważasz, że bezmyślna i bezkrytyczna akceptacja i pogoń za tym, co narzuca jakaś grupa, lub tak zwany tłum, jest faktycznie realnym rozwojem dla ciebie, jako autonomicznego człowieka, i wnosi długotrwały dobrostan, zarówno dla twego ducha jak i intelektu? Czy podążając za wrzaskliwą i histeryczną masą ludzką, naprawdę staniesz się świadomym człowiekiem; zrozumiesz sens i wartość swojego życia oraz samego siebie? Czy w ten sposób odkryjesz i docenisz własną osobowość, własne talenty i ścieżki, którymi możesz pójść, aby to wszystko stało się doskonalsze, pełniejsze, piękniejsze?

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nastąpił w USA i w zachodniej Europie, wybuch tzw. popkultury. Z gigantycznym pędem w środowiska młodych wówczas ludzi, wdarła się nagła potrzeba pozbycia się wszystkiego, co „stare” a zastąpienia tego „nowym i lepszym” sposobem życia i bycia. Środowisko hipisowskie rozrastało się z prędkością komórek nowotworowych a coraz liczniejsze zastępy młodych ludzi wierzyły, że paleniem haszyszu i marihuany, uprawianiem seksu z kim popadnie i spędzaniem życia na nicnierobieniu, zbawią świat. Uleczą niesprawiedliwości i unicestwią wojny. Sprawią, że wszyscy będą się wyłącznie kochać zamiast ze sobą walczyć.

Oczywiste było, że żadna z podobnych idei nie była możliwa do spełnienia w taki sposób jak i to, że cały ów ruch, w gruncie rzeczy, nie dla takich celów powstał. Wielu zrozumiało to wszystko post factum ale całkiem dużo nie zrozumiało tego do dziś.

To właśnie w tamtym okresie wygrzebano na nowo wcześniejsze idee i ruchy, które zaczęły się tworzyć jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku a które, wydawało się, że zostały definitywnie pogrzebane wraz z zawieruchą II W.Ś. Wyciągnięto z lamusa takie postaci jak Bławacka czy Crowley, którzy stali się głównymi bożkami skrystalizowanego na nowo ruch, dawnego towarzystwa teozoficznego a teraz, po przenicowaniu i dokooptowaniu kilku innych teorii, określonego nowym mianem - New Age. Powstał też ruch LaVej’a, który ostatecznie zmienił się w kościół Szatana w którego szeregi wstępowali, licznie i chętnie, przedstawiciele świata popkultury, mamiąc młodych ludzi, iż odrzucenie „starego” musi pójść znacznie dalej i że to jedyna droga, aby się "wyzwolić", a takie postaci jak Crowley czy LaVey oraz całe zastępy innych mistrzów nowych idei, są wstanie wskazać drogę każdemu, kto pragnie owego wyzwolenia od okowów „starego świata”.

I wielu tego zapragnęło. Wielu stało się oddanymi sługami nowego systemu. Wielu z tych młodych wówczas ludzi, wkraczających w tamten, postawiony na głowie, światek pseudo ideałów, w miarę upływającego czasu, zaczęło zasiadać na rozmaitych fotelach, dających możliwość zarządzania światem. Ci ludzie, zamienili się we wpływowych polityków, naukowców, bankierów, lekarzy, prawników, sędziów, prezesów firm, opiniotwórczych dziennikarzy, znanych przedstawicieli show businessu a nawet różnej maści hierarchów, tak zwanego, duchowieństwa. I to właśnie oni, od lat, maja wpływ na to, czego uczą się twoje dzieci; to oni decydują o tym, na co przeznaczysz swoje pieniądze; to oni, używając wszelkich dostępnych narzędzi, wpływają na to, co myślisz, w co wierzysz i za czym biegniesz. Dlaczego nigdy nie dziwił cię fakt, że to właśnie CI ludzie z tego konkretnego środowiska, zajęli wszelkie możliwe stanowiska, które dają maksimum możliwości kreowania codzienności na globalną skalę a nawet wpływania na to, co myśli i jak żyje pojedynczy człowiek? Prawdopodobnie nie zastanawiałeś się wcześniej, dlaczego tak bardzo mierżą ich takie pojęcia jak: moralność, sprawiedliwość, uczciwość, wolność jednostki i wolność całych narodów; i dlaczego robią wszystko, aby wyrugować z umysłów i z życia ludzi, Boga - nie w tym znaczeniu w jakim roją go sobie rozmaite religie świata ale w tym prawdziwym i najczystszym: jako Kreatora wszelkiego istnienia oraz zasad na jakich owo istnienie funkcjonuje.

Dlaczego nigdy wcześniej nie zastanawiałeś się, czemu tak łatwo i bez słowa sprzeciwu, wszędzie gdzie tylko jest to możliwie, stręczy się ludziom kult śmierci, egoizmu, skrajnego wyuzdania, przekonując jednocześnie, że właśnie na tym polega „wolność” człowieka. I że to właśnie tego oczekuje się po tobie, jeśli masz uchodzić za osobnika podążającego „z duchem czasów”. Dlaczego ci wszyscy mistrzowie globalnej ceremonii, na tysiące sposobów, sprzedają akceptację, a nawet uwielbienie, wszystkiego co diaboliczne, mroczne i chore, natomiast samo wspomnienie o Bogu wywołuje natychmiastową, histeryczną reakcję, wahająca się od pogardy aż do głębokiej nienawiści.

Jedną z głównych rzeczy, która zawsze mnie uderza, słuchając rozmaitych ludzi, nazywających samych siebie „przebudzonymi” jest to, iż w chwilach kiedy mówią o duchowości, starannie unikają wszystkiego, co jednoznacznie kojarzy się ze słowem Bóg. Tak jakby podświadomie obawiali się, że gdy użyją tego słowa, natychmiast zostaną zdyskredytowani w oczach słuchających ich ludzi, i uznani za niewiarygodnych, ponieważ ciągle tkwią korzeniami w „starym”.

Używają więc takich określeń jak „wszechświat”, „inteligentna energia”, „centrum”, „źródło”, „światłość”, „byt”, „świadomość kosmiczna” i tym podobne słowa-wytrychy, ale prawie nigdy, Bóg. Nie czują śmieszności opowiadając najbardziej niestworzone rzeczy ale obawiają się ośmieszenia, w oczach swego audytorium jeśli nazwą Boga Bogiem a nie jakimś „inteligentnym obłokiem pary”! Cóż to za „oświecenie”, i gdzie jest jego źródło, skoro ma opory w nazywaniu wszystkiego po imieniu i odkrywania tego takim, jakim jest w istocie, a nie takim, jak ktoś/coś chciałoby to przedstawiać? Dlaczego tak wielu samozwańczo oświeconych, opowiada innym ludziom, z uśmiechem na twarzy, o swoich „podniesionych wibracjach” a jednocześnie jest wyczulony na opinię obserwujących ich ludzi!?

Kiedy zaczynasz pracę nad sobą, wchodząc na ścieżkę prawdy, jedną z pierwszych rzeczy jaką osiągasz, na tej drodze poznania i zrozumienia, jest wyzwolenie się od ciężaru opinii innych o tobie samym. Dlatego nie ma dla ciebie żadnego znaczenia, co ktoś może o tobie sadzić, gdy powiesz to czy tamto, bo kiedy funkcjonujesz w Prawdzie także świadczysz o Prawdzie a Prawda nie podlega żadnym transformacjom, interpretacji ani zewnętrznemu wpływowi. Nie ma wiec dla niej absolutnie żadnego znaczenia, czyjakolwiek opinia, która nie wypływa z Prawdy a jest jedynie spekulacją, opartą na czyichś wewnętrznych blokadach, obawach, czy też zwykłym braku wiedzy. Oczywiście można wysłuchać czyjejś opinii i ewentualnie o tym porozmawiać, jeśli obie strony wykazują zainteresowanie. Jednak cudze opinie nie mogą cię ani zranić, ani zaszkodzić ani w żaden inny sposób na ciebie wpłynąć, jeśli jesteś już na tym etapie poznania , na którym świadomie reprezentujesz Prawdę. Co zatem, stałoby ci na drodze, ażeby używać słowa, rozpoznawalnego i zrozumiałego praktycznie dla wszystkich ludzi na ziemi, zamiast żonglować jakimiś nieoczywistymi erzacami w obawie, że akurat ktoś nie lubi słowa Bóg, albo nawet, samej Istoty za tą nazwą stojącej? 

Jeśli funkcjonujesz w Prawdzie to już niezaprzeczalnie wiesz, że istnieje ta właśnie Istota, więc dlaczego miałbyś opory używać TO słowo, które rozumie każdy?

Gdy opinia innych ma dla ciebie aż takie znaczenie, to nawet nie zbliżyłeś się do ścieżki na której twierdzisz, że jesteś, i stajesz się wyłącznie zwodzicielem, dającym ludziom poszukującym drogi, przysłowiowy kamień zamiast chleba.

Niestety w środowisku tak zwanych „przebudzonych” jest całkiem sporo ludzi, którzy w swoim matrixie zmienili wyłącznie pokój albo tylko przesunęli krzesło, zamiast definitywnie go opuścić. Jest też trochę postaci, które z takiego czy innego powodu uznały, że w tych kręgach mogą czerpać korzyści dla samych siebie i to wcale nie w celach rozwinięcia swego ducha lecz zaspokojenia ego. Nie wspominając już nawet o niektórych postaciach, które w ogóle odleciały w opary swojego własnego „wszechświata”. Co nie oznacza, że nie ma tam zupełnie nikogo naprawdę cennego, chcącego dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, dodając odwagi i motywacji, aby wejść na tę drogę i zmierzyć się najpierw z samym sobą, uporządkować i poznać siebie, uwolnić się od wszystkiego co do tej pory nosiło się w sobie nieprawdziwego, zagradzającego drogę do Prawdy czyli właśnie, do Boga. Kolejną z najważniejszych rzeczy jaką musisz wiedzieć ( i rozumieć ) wchodząc na te ścieżkę jest ta, że niezależnie od tego, jak wielu, lub niewielu, ludzi spotkasz, chętnych by cię wspierać w tej pracy i drodze, tak naprawdę wszystkiego musisz dokonać samodzielnie. Nikt ani nic nie wyręczy ciebie w tym zadaniu. Dlatego, że w istocie rzeczy każdy człowiek jest jak odrębny świat, co prawda wszyscy razem tworzymy jakiś układ który nazywa się społeczeństwem, jednak zanim to społeczeństwo zsynchronizuje się ze sobą, najpierw każdy pojedynczy „świat”, czyli człowiek, musi zsynchronizować się ze źródłem swego istnienia, czyli z Bogiem.

Każdy człowiek ma własne zadania i własną rolę. Każdy człowiek ma zestaw talentów i umiejętności w jakie zostajemy wyposażeni już na samym starcie, trzeba je tylko w sobie odkryć i poznać zasadę korzystania z nich. Każdy człowiek ma stałą wewnętrzną łączność z Bogiem. U jednych ona pozostaje niezaburzona przez całe życie, u innych przygasa nieco wraz z poświęcaniem zbyt wielkiej uwagi temu, co tworzy człowiek, a u większości to „łącze” zostaje zasypane na przestrzeni lat życia, gdy przenosimy całą swoją uwagę na świat materialny oraz wszystko co on ze sobą niesie. Niezależnie od tego, jeśli tylko potrzeba odzyskania owego łącza pojawi się w tobie, jesteś w stanie je całkowicie odzyskać, jeśli będziesz konsekwentny i świadomy w swoich wyborach i działaniu. Nie potrzebujesz do tego żadnych pośredników. Wystarczy tylko twój świadomy wybór, iż chcesz wrócisz na ścieżkę Prawdy.

Mimo iż bardzo wielu chciałoby przekonać ludzkość, że ten mroczny, obłąkany i chory świat, odczłowieczony i zniewolony, to jedyny prawdziwy i jedyny na jaki zasługujemy, to jest już całkiem dużo ludzi, którzy mają już pewność, że to wszystko nie jest prawdą. I bardzo mnie cieszy obserwowanie, jak kolejni ludzie wybierają drogę Prawdy. Wstępując na nią podejmują się trudu oczyszczenia całej swojej istoty z kłamstw, którymi karmi się świat. Pamiętaj: to nie prawda, że twoje życie, i ty sam, nie ma żadnej wartości; to nie prawda, że nie masz żadnego wpływu na obraz świata w którym żyjesz; to nieprawda, że istnieje wyłącznie tu i teraz o potem jest tylko nicość; to nieprawda, że Bóg to tylko fantazja a jedyną siłą mająca we władaniu wszystko co cię otacza to moce szatańskie oraz ci, którzy oddali się im na służbę. To wszystko i jeszcze o wiele więcej, to kłamstwa. Kłamstwa, które są jak kajdany, mające za zadanie trzymać cię na uwięzi, byś nigdy nie odkrył, że potrafisz latać. Uwierz więc, że masz w sobie dość siły, aby się od tego uwolnić i odkryć kim naprawdę jesteś, jako Stworzenie Boże, i czego możesz naprawdę dokonać.

Spróbuj. Rozwiń skrzydła...


Rita Blackwood 

 


 


 

Komentarze

  1. Anonimowy7/27/2021

    Przepiękny tekst, wnoszący ogromny ładunek wiedzy i zmuszający do myślenia. Bardzo mnie podbudował na duchu. Ja zawsze miałam Boga w swoim sercu, mimo że wiem że nie zawsze postępowałam/postępuję jak powinnam ale Bóg jest dla mnie ogromnie ważny a świadomość Jego istnienia już nie raz uratowała mi życie. Dlatego boli mnie że tak wielu dziś ludzi, zwłaszcza młodych, odrzuciło Go wybierając jakieś fantasmagorie. Bardzo Pani dziękuję za ten blog. Jest unikatowy. W zalewie miałkości, bylejakości i nieudolności jakie reprezentuje większość blogów, Pani blog i jeszcze kilka innych, jest niczym cenna oaza pośród bezmiarów intelektualnej i moralnej pustyni. Serdecznie pozdrawiam.
    Jadwiga Harnyś-Kozłowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję. To bardzo piękne. Proszę zawsze wsłuchiwać się w to, co "gra" w Pani duszy. Ona zawsze poprowadzi Panią w słusznych kierunkach.
      Szczęść Boże, pani Jadwigo :)

      Usuń
  2. Śliwiński7/27/2021

    Przez większość mojego ponad czterdziestoletniego życia byłem nie wierzący. Tak mi się przynajmniej wydawało. Nie będę się tu wdawać w opisywanie powodów, bo tak naprawdę nie ma to już znaczenia. Wszystko się zmieniło, kiedy sześć lat temu urodziła się nasza pierwsza córeczka. Bardzo długo się o nią staraliśmy, gdy się wreszcie udało nie mogliśmy się doczekać kiedy ją wreszcie zobaczymy... Urodziła się prawie trzy miesiące za wcześnie i okazało się, że ma pewne wewnętrzne wady, które wraz z przedwczesnymi narodzinami, praktycznie nie dawały jej szans na przeżycie, według lekarzy. Bardzo cierpieliśmy i zamartwialiśmy się spędzając mnóstwo czasu w szpitalu. Kiedyś kiedy moja żona stała przed inkubatorem z naszą córeczką i płakała, podszedł do niej jakiś starszy mężczyzna, którego widywaliśmy niekiedy w tym szpitalu, i zapytał czy może się razem z moją żoną pomodlić. Żona była trochę zaskoczona ale zgodziła się. Pomodlili się. Żona poczuła się jakoś tak lepiej wewnętrznie, silniejsza, przestała płakać. Pan ten powiedział, że jeśli się zgodzi to on będzie co dzień rano przychodził aby się pomodlić nad naszą córką. Żona się zgodziła. Po jakimś czasie od tego zdarzenia lekarz prowadzący naszą córkę, powiedział, że nie wie co się dzieję ale stan zdrowia naszego dziecka zaczął się poprawiać. Mała rosła i przybierała na wadze a jej organizm zaczął być silniejszy. Dowiedzieliśmy się też że ów człowiek dotrzymywał swojej obietnicy, mimo że chyba oboje o tym zapomnieliśmy. Jedna z pielęgniarek powiedziała, że co dzień rano przychodził, modlił się około dwudziestu minut i wychodził. Po miesiącu okazało się, czego lekarze nie umieli pojąć, że nasza córcia jest w pełni zdrowa i ma się tak samo jak każdy wcześniak urodzony bez wad zagrażających życiu. Najciekawsze, że jej wewnętrzna wada... zniknęła jakby jej nigdy nie było. Oczywiście byliśmy wniebowzięci wiedząc, że nasze dziecko będzie żyć ale mnie nie dawało spokoju, jak to się mogło stać. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Zacząłem wypytywać o tego mężczyznę. W szpitalu wszyscy go kojarzyli ale tak na prawdę nikt go nie znał. Ludzie tylko wiedzieli, że przychodzi żeby się modlić za tych, którzy tego chcę. W końcu, długo później, gdy zabieraliśmy już naszą córeczkę do domu, natknąłem się na niego przypadkiem. Zacząłem z nim rozmawiać, powiedziałem że nasze dziecko cudownie wyzdrowiało i że dziękuję mu za modlitwę. Kiedy zapytałem dlaczego to robi odparł krótko " bo tak właśnie trzeba" . A kiedy zapytałem jak to może powiedział mi "Jeżeli w pełni ufasz i wierzysz to wszystko jest możliwe. Bo Bóg zawsze jest gotów, by ci pomóc, wystarczy byś zrozumiał, ze możesz do niego po tę pomoc przyjść. Rób to. A będziesz wiedział". Nie wiem kim by ten człowiek ale na zawsze został w mojej pamięci i wpłynął na to, że znalazłem własną ścieżkę do Boga. A nasz córeczka jest dziś zdrową, wspaniałą dziewczynka. Półtora roku po jej narodzinach nasza rodzina powiększyła się o bliźnięta, mimo że po pierwszym porodzie lekarze powiedzieli żonie, że więcej już w ciąże nie zajdzie... Cuda? Może. Ale to jest prawdziwe, bo doświadczyłem tego na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, to bardzo piękna opowieść. Niezwykle budujące doświadczenie. I wspaniała wiadomość. Cudownie jest usłyszeć, że ktoś nie tylko ocalił życie ale przede wszystkim odzyskał drogę, do Boga.
      Bardzo serdecznie pozdrawiam zarówno Pana jak i Pańską rodzinę. :)

      Usuń
  3. Ewa Jamroży7/29/2021

    Piękne. Tak sobie patrzę od pewnego czasu na ludzi i autentycznie widzę, że coś się dzieje z nami wszystkim. Ludzie się rozdzielają na tych pełnych światła i pogody ducha oraz tych wiecznie agresywnych i zalęknionych. Ja jeszcze niedawno też się bałam. Ale teraz już nie. Zaczęły do mnie docierać pewne rzeczy, zaczęłam widzieć i rozumieć, uczyć się stawiać kolejne kroki i już się nie boję. Jestem tym szczęśliwsza bo mam po swojej stronie rodzinę i najbliższych. U nas wszyscy się w rodzinie budzą i to jest wspaniałe. Szczęść Boże Pani Rito i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ania nie z zielonego wzgórza8/15/2021

    To taki piękny artykuł i taki piękny blog. Poleciła mi go koleżanka i nie żałuję. Uwielbiam go czytać a potem rozmyślać. Na wiele rzeczy otworzył mi oczy.
    Bardzo serdecznie pozdrawiam z Tarnobrzegu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy9/02/2021

    Cudowny, piękny, mądry tekst! Spłynął łaską na moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czeszka z Polski3/08/2022

    Przepiękny wpis, przepiękny blog, przepiękne myśli. Bardzo dziękuję za to i za Twoją pracę Ritusiko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy3/28/2023

    💕🌹 🌻 🌺 🌷 💕

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy5/02/2023

    Wspaniały blog.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy12/05/2023

    Doskonały tekst. Bardzo duże wrażenie na mnie zrobił, zresztą jak wiele innych Twoich tekstów kochana Rito.
    Przesyłam uściski. Kaśka Mrozek-Wielichowska

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz