DESTRUKCYJNE ZWIĄZKI

Co zrobić, gdy nieustannie masz wrażenie bycia wykorzystywaną? Co zrobić, gdy wciąż odczuwasz smutek i brak zaspokojenia twoich człowieczych uczuć i potrzeb? Co zrobić, gdy ta druga osoba w związku, jest jak ciężki balast albo jak eksploatujący cię ponad siły dręczyciel? Co zrobić, kiedy w związku tak naprawdę nie istnieje partnerstwo a jedynie coś w rodzaju wymiany zależnej – wykorzystujący i wykorzystywana?

Podobnych pytań można by postawić jeszcze wiele, w zasadzie tyle, ile jest związków pozbawionych więzi, ale to nie te pytania są tak naprawdę istotne lecz to, dlaczego ludzie pozostają w układach, które zamiast budować, niosą wyłącznie destrukcję?

Osamotnienie, wrażenie wewnętrznego więdnięcia, brak radości, poczucie funkcjonowania w emocjonalnym i fizycznym kieracie - to zawsze były wyraźne sygnały bycia głęboko nieszczęśliwym.

Ktoś może powiedzieć, że tak czuje się większość ludzi i jakoś żyje, więc co z tego? Po co robić z tego jakiś dramat? Nie każdy może być szczęśliwy a mimo to jakoś się toczy to życie. Tak po prostu jest i tyle ...

Jak wielu z Was w taki właśnie sposób pomyślało, czytając pierwsze zdania tego tekstu?Zgaduję, że całkiem sporo. A to dlatego, że tak samo jak w innych aspektach życia, funkcjonujemy wedle pewnych kolein myślowych w jakie wepchnięto nas już w dzieciństwie. W taki sam sposób tkwimy w podobnych koleinach odnośnie miłości i związków z innymi ludźmi.

Jesteśmy od pierwszej chwili życia wtłaczani w przekonanie deficytów jakim, rzekomo, podlega człowiek. Mówi się nam, że nie wszystko możemy mieć; nie wszystko jest możliwe; nie na wszystko zasługujemy; nie jesteśmy zdolni odmienić naszego przeznaczenia .., i jeszcze wiele innych kodów deficytu w które nakazuje się nam uwierzyć na przestrzeni nie tylko czasu dorastania, ale w ogóle przez cały czas naszego życia. Jednym z takich kodów deficytu jest przekonanie, że prawdziwa miłość, o ile w ogóle się zdarza, to zdarza się rzadko i dlatego w życiu trzeba kierować się rozsądkiem. Posadzić drzewo, zbudować dom, spłodzić syna i tym podobne cele, które w pewnym okresie powinniśmy „odptaszkować” i zdaniem wielu, wówczas nasze życie osiągnie cel i sens. Bo przecież tylko głupiec pragnie biec za mirażami i wierzyć w bajki, czyż nie?

No właśnie … nie.

Miłość w życiu człowieka nie jest jednym z wielu ważnych aspektów życia ale jest tym najważniejszym. To fundament, na którym budujemy własne człowieczeństwo ale także, jest ona fundamentem tej Istoty, która jest w nas nieśmiertelna, a która przychodzi tu ledwie na chwilę. Problem tak wielu ludzi w ich związkach z innymi leży w tym, że zazwyczaj kierujemy się właśnie tak zwanym rozsądkiem, czyli kodami myślowymi, które implantuje w nas społeczeństwo, a nie tym co podpowiada nam nasza osobista dusza i serce. Dokładnie w takiej kolejności. Ponieważ nie to jest istotne z kim jesteśmy ale to w jaki sposób.

Gdy zapytamy kogoś młodego dlaczego chce z kimś innym być, najczęściej odpowie, że dlatego, aby ktoś ją/jego kochał. Gdy zapytamy kogoś nieco starszego, najczęściej odpowiedzią będzie – bo nie chcę się zestarzeć samotnie; bo we dwoje łatwiej jest żyć. Ale na pewno padną także odpowiedzi w stylu: bo mamy wspólne dzieci; bo mamy wspólny kredyt; bo mamy wspólny biznes ... W każdej odpowiedzi zawsze manifestuje się wyraźne „po coś”, które podkreśla nasze osobiste przekonanie o deficycie: jeśli kogoś nie będę mieć, to nikt nie będzie mnie kochać ( a potrzebuję miłości ); jeśli nie będę kogoś mieć, to dopadnie mnie samotność z którą na pewno sobie nie poradzę, zwłaszcza na starość, oraz nie udźwignę w pojedynkę wszystkich trudów życia, jakie są jeszcze przede mną ( tak naprawdę i tak odczuwam samotność ale mając kogoś obok siebie stworzę dla siebie pozór oparcia i bezpieczeństwa, którego bardzo potrzebuję ); nie dam rady samotnie wychować dzieci, bo jest to zbyt trudne i odpowiedzialne ( podświadomie nie czujemy się wystarczająco silni i odpowiedzialni, aby zaspokoić wszystkie potrzeby dziecka bez wsparcia drugiej osoby i to w niej upatrujemy źródła uzupełnienia własnego braku nie widząc tego, że ta druga osoba rozumuje dokładnie tak samo jak my ); nie dam rady uzyskać pozorów życia na wyższej stopie, bo nie otrzymam kredytu, bo nie utrzymam firmy, bo nie dostanę tego czy tamtego, co tworzy złudzenie dostatku ( przedkładając pozory komfortu materialnego nad więź uczuciową, sami pielęgnujemy w sobie przekonanie o niezaspokojonym braku, gdy nie będziemy z kimś w jakimś tandemie generującym ów komfort materialny ). Problem ludzi polega na tym, że budują swoje życie na przekonaniu o braku zamiast iść przez nie ze świadomością obfitości i dzielenia się własną obfitością z innymi. A wszystko zaczyna się od miłości.

Stara mądrość głosi, iż jeśli nie jesteś zdolny kochać samego siebie, nigdy też nie będziesz w stanie pokochać kogoś innego. I jest to w zasadzie prawda z jedną tylko małą poprawką, zamieniającą „być zdolnym do kochania samego siebie” na „przywrócić zdolność kochania samego siebie”, ponieważ taka miłość istnieje już w nas w chwili naszych narodzin. Przychodzimy tu wraz z nią, z czasem tylko zostaje w nas zablokowana, wspomnianymi wcześniej koleinami myślowymi, i albo zamienia się w egoizm albo w wewnętrzną pustkę lub wiecznie niezaspokojony głód podniesienia własnej wartości poprzez uczucie drugiego człowieka. Dlaczego miłość własna jest tak ważna, by nasze związki z innymi ludźmi były owocne i w ogóle możliwe? Odpowiedź jest prosta, choć dla wielu może nie od razu być zrozumiała. A to dlatego, iż choć na pozór jesteśmy istotami niezależnymi, jest nas tak wielu i wydaje się, że taka ogromna ilość różnic nas dzieli, to w istocie jesteśmy wszyscy połączeni, poprzez naszą podświadomość oraz poprzez wibracje, jakie generuje każdy z nas. A te wibracje są zdolne do rozpoznawania siebie i wzajemnego przyciągania. Dlatego człowiek, który zablokował w sobie miłość własną zawsze będzie przyciągał do siebie innych ludzi z taką samą blokadą. To oznacza, że w tych relacjach będzie brak fundamentu na którym można zbudować obustronny szczęśliwy i trwały związek.

Ludzie często miłość własną mylą z egoizmem, gdy tak naprawdę ani jedno ani drugie nie ma ze sobą nic wspólnego. Egoizm to pobłażanie sobie i zezwalania sobie na znacznie więcej niż zezwalamy innym; to nieustanne i nadmierne przedkładania własnych żądań nad potrzeby i oczekiwania innych ludzi; to dostosowywanie zdarzeń i ludzi do zaspokajania wyłącznie samego siebie; to postrzeganie siebie nie poprzez własne czyny ale poprzez wygórowane wyobrażenie o samym sobie. Nie ma w tym miłości i nie ma w tym szacunku zarówno do samego siebie jak i do kogokolwiek innego. I tacy są właśnie ludzie z którymi nie sposób wejść w głęboka relację w związku. Nie są zdolni do miłości, bliskości, silnej więzi z drugim człowiekiem, dlatego że ich miłość własna jest zablokowana. Nie potrafią niczego z siebie dać, gdyż nastawieni są wyłącznie na branie, na zaspokajanie własnego wewnętrznego głodu z powodu odczuwanego ale nieprzyjmowanego do wiadomości, braku miłości do samego siebie. Tak długo jak człowiek pielęgnuje w sobie tę absencję, nie będzie zdolny być dla kogokolwiek dobrym partnerem ani zbudować szczęśliwego związku. Miłość własna natomiast, to szacunek do samego siebie, własnych uczuć i własnych celów nie czynionych jednak kosztem innych; miłość własna to świadomość bycia uczniem i czerpania radości z nauki jaką jest dla nas życie; miłość własna to prawo do przebaczania sobie i innym; prawo do popełniania błędów ale nie z wyrachowania, licząc na ciągłe przebaczenie, ale prawo do błędu wynikającego z braku wiedzy, którego więcej nie popełniamy, gdy uzyskujemy wiedzę z doświadczenia. Miłość własna to równowaga w dawaniu i braniu, wynikająca ze świadomości, iż każdy człowiek tak samo pragnie być kochanym jak i kochać innych. Nie ma w tym egoizmu. Nie ma tu nawet dla niego w ogóle miejsca. Kiedy brak w nas tej miłości okaleczamy własną duszę, czynimy swój świat niepełny i umacniamy taki stan, poprzez przyciąganie do siebie takich samych osób.

Czy ktoś, kto nie ma pojęcia o inżynierii i architekturze jest w stanie zbudować dom, dla siebie albo kogokolwiek innego, który nie runie zaraz po postawieniu go? Dlaczego więc sądzimy, że wchodząc w związek z drugim człowiekiem, bez zdolności kochania, rozumienia i przebaczania samemu sobie będziemy zdolni kochać, rozumieć i przebaczać drugiemu człowiekowi? Dlaczego wchodząc w związek, bez umiejętności dawania czegokolwiek innym bezinteresownie, bez oczekiwania nagród i fanfar oczekujemy, że ktoś inny będzie nam coś oddawał także bez oczekiwania czegoś w zamian lub choćby bez oklasków i zachwytów z naszej strony? Tak naprawdę, gdy związek „się nie klei” a ludzie żyją obok siebie zamiast razem, lub zmienia się on w toksyczny układ zależności, to nie ma wyłącznie jednego winnego, bo winne są obie strony takiego układu. Ponieważ ktoś się zgodził na bycie wykorzystywanym a ktoś inny przyjął rolę wykorzystującego. A to dlatego, że jedna i druga strona wierzyła, iż to właśnie za pomocą tego drugiego człowieka, w tym związku, zaspokoi własną potrzebę, uleczy własny deficyt i dzięki temu przestanie cierpieć lub choćby złagodzi owo cierpienie.

Ludzie chcę rozpaczliwie, by ktoś ich kochał, ktoś z nimi był, ktoś ich docenił ale nie chcą zrozumieć, że nigdy tego nie otrzymają, jeśli sami siebie nie będą kochać, sami z sobą nie potrafią być, i sami siebie nie docenią. Tak długo, jak długo trwają w takich toksycznych przekonaniach i toksycznych układach, tak długo będą otrzymywać wyłącznie rozczarowania, niezadowolenie, i będą wzajemnie obrzucać się kamieniami aż w końcu usypią z tego tak potężny mur, którego nie będą już w stanie zburzyć.

Nie szukaj w innych lekarstwa na całe zło w twoim życiu. Nie szukaj potwierdzenia własnej wartości lub prawa do miłości w oczach kogoś innego, bo postępując w ten sposób z góry programujesz siebie na przegraną. Idź swoją ścieżką z pewnością wartości tego, kim jesteś, tego co masz do ofiarowania oraz tego, co pragniesz zbudować. Sam rozdzielaj sobie nagrody za dobrze wykonaną pracę, osiągnięte cele i spełnianie swoich marzeń. Wtedy będziesz funkcjonować w obfitości, którą będziesz się mógł do woli dzielić z innymi, bez oczekiwania od nich nagrody, bo przecież sam już się nagrodziłeś, uznając swoją wartość jako człowieka, żyjącego w miłości a nie w pogoni za nią.

Każda żywa istota, zaczynając od kamienia ( bo on także żyje ) przez pojedyncze źdźbło trawy aż na nas, ludziach kończąc, została stworzona z miłości i w niej istnieje. To że tak wielu ludzi odcięło się od niej za pomocą nieprawdziwych i oddziałujących, dosłownie, hipnotycznie na nasz umysł i serce, kodów, nie jest niczym, czego nie możemy cofnąć i ostatecznie się pozbyć. Wszystko zależy od tego, czy zechcemy z tym naprawdę skończyć, czy tylko będziemy tworzyć sobie pozory zmian i rozwoju, doskonaląc jedynie narzędzia kłamstwa i zwodzenia samych siebie.

Bycie z kimś w związku może być w taki sam sposób umocnieniem się w permanentnym deficycie jak też w całkowitej obfitości. Ale to w którą z tych opcji wchodzisz nie zależy od tej drugiej strony ale od Ciebie. Od balastu lub jego braku na którym tworzysz swoje kontakty z innymi ludźmi. Jeżeli kochasz, niezależnie od tego, czy jesteś z kimś czy z samym sobą, to w twoim życiu będzie zawsze rozkwitać miłość a twoje związki międzyludzkie zawsze będą zcementowane silną więzią. Jeżeli sam o sobie myślisz źle, odmawiasz sobie praw do bycia szczęśliwym, kochanym i ciekawym życia, to zgodnie z twoim własnym życzeniem, szczęście będzie cię omijać, miłość stanie się niemożliwym do osiągnięcia mirażem, a życie zamieni się w bolesną monotonię i zgorzknienie, sugerujące, że nic nie ma sensu a wszystko to tylko wegetacja i marnowanie czasu.

Tak naprawdę każdy związek można uratować i uleczyć ( no może z wyjątkiem tych, gdzie ludzie popadli w tak dalekie skrajności, że ich postępowanie stało się psychopatyczne i amoralne ). Podstawą jest, aby pracę nad tym podjęły w taki sam sposób obie strony. I obie strony najpierw zechciały zmienić siebie, zanim zaczną zmieniać swój związek.

Podobne zawsze przyciąga podobne. Teza o przyciąganiu się przeciwieństw to fikcja. Zawsze przyciągają się tylko podobieństw. Dlatego jeśli w swoim życiu czujesz się nieszczęśliwa, nie na miejscu, niespełniona.., zastanów się, co robisz, że przyciągasz do siebie właśnie takich ludzi i takie sytuacje. A kiedy to odkryjesz, odblokuj i zmień to a przekonasz się, że pojawią się ludzie i sytuacje, które będą rezonować z twoim nowym ja. Z twoim prawdziwym ja.

Możesz zebrać jedynie taki plon, jakie zasiejesz ziarno. A to oznacza, że zawsze i we wszystkim, powinniśmy wybierać ziarno najwyższej jakości, aby uzyskać obfity plon.



Rita Blackwood 

 


 

 

Komentarze

  1. Jacek Morowiec3/23/2022

    Coś w tym jest. Czyli jak człowiek czyni sobie samemu to samo czynią mu inni. Jak człowiek cierpi na znieczulicę wobec samego siebie to wobec innych także jest taki.
    Dla mnie ma to naprawdę sens. Warto to przemyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Olga533/24/2022

    Ja się z tym całkowicie zgadzam. Gdy człowiek sam wobec siebie jest niesprawiedliwy, ciągle patrzy na siebie w przekłamany sposób i sam sobie nie wierzy to to wpływa niszczącą na wszystko nie tylko na związki. Sęk w tym, że siebie najtrudniej jest zmienić dlatego próbujemy to obejść i zmieniać innych. Tylko jak widać to jest bezsensowne działnie, bo znów wraca do nas samoocena i znów kiepski przyciąga kiepski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sławek Malina Malinowski3/24/2022

    Gratuluję świetnie opisanych tematów oraz naprawdę ciekawego bloga. Zasubskrybowałem i będę wszystko pilnie czytał. Pozdrawiam Panią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy3/31/2022

    To prawda! Kiedy człowiek nie potrafi kochać samego siebie to jego związki są takie same a często wręcz tragiczne. Mówię to z własnego doświadczenia. Moje pierwsze małżeństwo było piekłem. 12 lat byłam z człowiekiem który zaczął mnie zdradzać ... już na weselu o czym dowiedziałam się rok później gdy dziewczyna z którą to zrobił, zrobiła mu sprawę o alimenty. W tym czasie urodziło się nasze pierwsze dziecko. W kolejnych latach było tylko gorzej. Mąż zaczął coraz więcej pić, zaczęły się awantury, stracił pracę, coraz częściej zaczął mnie bić aż kiedyś zostałam przez niego zgwałcona. Życie było piekłem a ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego mnie to spotyka. Moja matka niby mi współczuła ale ciągle mi powtarzała, że dla dobra dzieci muszę to ścierpieć. Jej życie z moim ojcem było podobne. Ojciec też pił i bił mamę, czasem także nas. Różnica była tylko taka, że jego w większości nie było w domu, bo pracował jako mechanik na statkach towarowych. Jak wypływał w rejs to nie było go wiele tygodni, wtedy był spokój i żyliśmy normalnie. Podobny los był mojej babci. Także była głęboko nieszczęśliwą kobietą. Praktycznie sama wychowała czwórkę dzieci, bo dziadek ciągle był pijany a jedyne co potrafił to wszczynać straszne awantury od których cała wieś się trzęsła. Dziadek zapił się na śmierć w wieku 42 lat. Dopiero wtedy babcia się uwolniła ale nigdy nie odzyskała radości życia. Zawsze była smutną, trochę zgorzkniałą kobietą, mimo że serce miała dobre i kochające. Mój ojciec umarł w wieku 50 lat, spowodował wypadek samochodowy po pijanemu. Zmarł przez obrażenia jakich doznał w wypadku. Mój pierwszy mąż ... powiesił się po pijanemu. Miła tylko 34 lata. Najpierw myślałam, że to jakąś klątwa nad naszą rodziną. Nie mogłam zrozumieć dlaczego nas to wszystko spotyka. Dużo czytałam. Szukałam zrozumienia. Potem poznałam pewną panią, trenerkę duchową i naturoterapeutkę. Ona zaczęła mi wszystko wyjaśniać, tłumaczyć i pokazywać gdzie jest problem. Zaczęłam nad sobą pracować. I okazało się, że problem jest we mnie a nie na zewnątrz. Niemal jak u wszystkich kobiet w mojej rodzinie nie było miłości do samej siebie i rzeczywistej miłości do Boga. Nigdy nie patrzyłam na siebie z miłością. Zawsze myślałam, że mam jakąś rolę do spełnienia i tyle. Wyszłam za mąż wcześnie, też jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie, w wieku 18 lat. Wydawało mi się, że kocham mojego męża. Wydawało mi się, że samo wejście w rolę żony a potem matki wszystko załatwi, że życie samo będzie się układać. Ale nie mogło się układać, bo żyłam wbrew sobie i własnemu losowi. Kiedy to naprawdę zrozumiałam i zaczęłam nad sobą pracować, wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze. Mój drugi mąż jest moim najlepszym przyjacielem na którym mogę polegać. Jest dobrym, ciepłym i mądrym człowiekiem. I taka jest też jego miłość. A ja przy nim odkryłam, że też potrafię taka być, że mogę mieć tyle wartości ile sama z siebie daję z miłością do samej siebie i innych. Moja droga do tego była dość długa ale dziś, z perspektywy czasu nie żałuję niczego, co doświadczyłam w życiu, bo wiem że były to moje lekcje, które udało mi się odrobić i czegoś ważnego nauczyć.
    Pozdrawiam Panią Autorkę oraz wszystkich czytelników tego wspaniałego bloga.
    Magdalena Kasprzycka-Lech

    OdpowiedzUsuń
  5. SamaSobiePanią4/19/2022

    Zgadzam się z tym co napisane powyżej - kiedy człowiek nie kocha sam siebie to inni nim pomiatają i on sam sobą także pomiata. Wiem to z doświadczenia. Ponad trzydzieści lat życia nie wierzyłam w siebie, własne wartości i umiejętności i wiecznie czułam się nie na miejscu, niepotrzebna i nieważna. To się zmieniło jak poznałam mojego obecnego, drugiego męże. On mnie nauczył patrzeć na siebie oczami pełnymi szacunku i miłości, akceptacji samej siebie. Moje poprzednie małżeństwo było nie udane. Nie czułam się ani kochana ani ważna w życiu męża. Szedł przez życie po najmniejszej linii oporu i to samo wymuszał na mnie. Mój drugi mąż nauczył mnie że życie i świat może być piękne jeśli piękno jest w nas samych i jeśli doceniamy swoją wartość. Jestem dziś osobą szczęśliwą, pewną siebie i własnych decyzji a do tego jest przy mnie człowiek na którym zawsze mogę polegać i który jest moim najlepszym przyjacielem - czego więcej trzeba?

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy6/02/2022

    Przeczytałam jednym tchem kilka Pani tekstów jeden po drugim i po prostu zachwyciłam się. Mam wrażenie, że znalazłam coś czego ogromnie długo szukałam. Ogromnie Pani dziękuję za tę pracę oraz za wolę dzielenia się własną wiedzą i doświadczeniem. Jest Pani naprawę niezwykła osobą. Bardzo dziękuję.
    Zasubskrybowałam i będę czytać regularnie.
    Szczęść Boże!
    Marcelina Lis-Bernatowicz

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy3/28/2023

    👍 ❤️ 💪

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz